Wolność na lubelskim rynku prasy lokalnej i regionalnej przejawia się w wielu aspektach. Następują zmiany własnościowe w poszczególnych gazetach i czasopismach, zmienia się system kolportażu (szczególnie w przypadku bezpłatnych wydawnictw). Lokalne gazety powstają i szybko upadają, diametralnie zmienia się organizacja pracy poszczególnych redakcji, ważne stają się reklama i marketing. Jednak czytelnictwo systematycznie spada, dziennikarze odczuwają naciski z różnych stron na takie, a nie inne przekazywanie faktów. I chociaż cenzury nie ma – pracownicy lubelskich (i zapewne nie tylko lubelskich) mediów w większości przypadków stwierdzają, że kiedyś żyło się lepiej. Środowisko dziennikarskie było bardziej skonsolidowane, cenzora czasami udawało się ominąć. Teraz, niestety, rządzi wszechobecny pieniądz i układy…
Wydawałoby się, że dziennikarze powinni cieszyć się pełną swobodą, być niezależnymi. Z przeprowadzonej – na przełomie lutego i marca 2003 roku – ankiety (próba 100 osób) wynika jednak coś zupełnie innego.
Na pytanie – kto lub co ogranicza wolność dziennikarską – pracownicy mediów odpowiedzieli następująco (przy możliwości wielokrotnego wyboru):
- Autocenzura – 23,7 %
- Cenzura wewnątrzredakcyjna – 28,4 %
- Naciski właścicieli – 27,1 %
- Naciski zewnętrzne (np. administracji publicznej)- 20,8 %
- Inne powody wymieniane przez lubelskich dziennikarzy to komercja, wszechobecny „tumiwisizm” oraz „bylejakość”, naciski polityczne, cenzura wewnątrzredakcyjna to raczej „układziki” – akcentują pracownicy mediów. Rządzą kręgi towarzysko-koteryjne – podkreślają w ankiecie dziennikarze – naciski zwierzchników spowodowane niejasnym stykiem świata polityki, biznesu i dziennikarstwa, gdzie każdy ma jakiś interes, by nie pisać o innym źle, korupcja wśród dziennikarzy (samochody do testowania) to częste praktyki w mediach. Kłopoty sprawiają również zbyt rygorystyczne przepisy prawne, które nie raz powodowały „zamknięcie ust” z obawy przed kłopotami np. w sądzie. Jeden z dziennikarzy zaznaczył w swojej ankiecie „autocenzurę”, „cenzurę wewnątrzredakcyjną” oraz „naciski właścicieli”, komentując swój wybór następująco – jeżeli coś takiego ma miejsce, to przyczyny są po stronie subiektywnej i psychicznej (dziennikarzy, redaktorów naczelnych itp.). Dziennikarze, jako przejaw ograniczania wolności dziennikarskiej podają także utrudniony dostęp do informacji oraz układy towarzyskie samych pracowników mediów i ich szefów. W przypadku mediów będących własnością kościoła, widać zakaz poruszania niewygodnych dla kleru tematów – podkreśla dziennikarz lubelskiej prasy. Bardzo ważna staje się sytuacja gospodarcza i finansowa danego medium. Dużym zagrożeniem dla wolności dziennikarskiej są naciski wewnętrznych struktur marketingowych i reklamodawców (zwłaszcza dużych firm) – akcentuje pracownik mediów drukowanych. – Im mniej znaczące medium lokalne, tym większa zależność od klientów reklamowych.
Jedna z dziennikarek podsumowała ankietę bardzo charakterystycznie – chyba każdy z wymienionych w kwestionariuszu powodów pojawia się w pracy dziennikarza, ale można nad tym zapanować. Tylko często się ryzykuje…
Z problemem ograniczania wolności dziennikarskiej wiąże się także kwestia przestrzegania norm etycznych w tej trudnej pracy.
Większość ankietowanych odpowiedziała, że dziennikarze nie zawsze biorą pod uwagę zasady etyczne. Lubelscy pracownicy mediów stwierdzają, że z przestrzeganiem tych norm bywa bardzo różnie, z tendencją do pogarszania się, co jest konsekwencją ogromnej pauperyzacji zawodu, tracenia prestiżu społecznego. Najmłodsza generacja dziennikarzy jest najbardziej „krwiożercza” – liczy się temat, bez względu na koszty. Często też nie znają oni podstawowych zasad etyki zawodowej.
Pracownicy mediów nie przestrzegają norm etycznych również z innych, powodów – akcentują ankietowani. Możliwość uzyskania większych zarobków, a także walka o utrzymanie się w redakcji zmuszają do stosowania nie zawsze czystych metod oraz wymuszają uległość wobec ogłoszeniodawców i pracodawcy. Czasami decyduje także materiał nad jakim pracują oraz uwarunkowania polityczno-ekonomiczne.
Niektórzy dziennikarze zauważają dwie tendencje odstępstw od norm etycznych:
- typ hiena – czyli gotowość do opisu w gazecie każdej sytuacji, bez względu na następstwa artykułu;
- typ prezencik – pauperyzacja zawodu, problemy życiowe i służbowe, niskie zarobki, praca w warunkach stresu sprawiają, że dość powszechne stają się kompromisy moralne.
Jeden z dziennikarzy stwierdził: – Dla wielu z nas news, sensacja, artykuł jest priorytetem. Mam kolegów, którzy przegrali już kilka spraw sądowych przez tę potrzebę bycia pierwszym. Często w pracy spotykamy się z sytuacją, kiedy piszemy czy mówimy coś na czyjeś zamówienie. Zwłaszcza w mediach lokalnych istnieje sytuacja nieformalnych porozumień szefów z władzami. To nigdy nie jest przyjemne, ale cóż, w tej pracy, jak i w życiu nie da się zawsze być czystym.
Także i w bezpośrednich rozmowach, dziennikarze potwierdzają, że wolność i przestrzeganie zasad etycznych na rynku prasowym to po prostu fikcja. Mają także nadzieję, że sytuacja zmieni się po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Problemem zaczynają też być tak zwane przecieki kontrolowane. Dziennikarz przynosi do redakcji „newsa”, a gazeta nie ma świadomości, że staje się instrumentem pewnych rozgrywek politycznych np. na szczeblu lokalnym.
Takie teksty zdarzało mi się wstrzymywać, kiedy widziałem, że zaczynamy pisać o tym co ma się stać… To już jest kreowanie czegoś, my ten sygnał dostajemy od określonego ośrodka politycznego – w tym momencie stajemy się elementem rozgrywek – mówi Stanisław Sowa, redaktor naczelny „Dziennika Wschodniego”[1].
Dla lubelskich mediów takie zjawiska stanowią duże zagrożenie. Sprzyja temu mordercza konkurencja na rynku. Wszyscy chcą być pierwsi. Stają się instrumentem w rękach polityków. Gazety pędzą, walczą o przetrwanie, brakuje dystansu, rozważenia sytuacji.
—
[1] Rozmowa ze St. Sową, redaktorem naczelnym „Dziennika Wschodniego”, 27.03.2003 r., zapis w archiwum autorki.