W roku 1520 Paweł Justianin dokonał odnowy życia Kamedułów. Zanim wstąpił do Camaldoli, odbył studia humanistyczne w Wenecji oraz Padwie.Po pewnym czasie usunął się na wyspę Murano, gdzie pod wpływem nauki stoików wyrzekł się przyjemności cielesnych, cielesnych by w ciszy i spokoju jednoczyć się coraz bardziej z Bogiem. Studiował Cycerona i Senekę, którzy odegrali znaczną rolę w jego nawróceniu a Pismo święte, ojcowie Kościoła i średniowieczni pisarze monastyczni oraz wielcy scholastycy byli podstawą jego lektury duchowej. Tak gruntowna zmiana stylu życia, połączona z przemyśleniami, zaowocowała wstąpieniem Pawła Justiniani do nowicjatu w Camaldoli.
Po dziesięciu latach pobytu w zespole monastyczno- emirackim, będąc przełożonym wspólnoty i starając się zreformować zakon w kierunku ściślejszej obserwacji pustelniczej , widząc że jego usiłowania są bezskuteczne, opuścił w wieku czterdziestu czterech lat życia rodzinę mniszą i wraz z kilkoma byłymi pustelnikami założył towarzystwo św. Romualda, przemianowane później na Kongregację Eremitów Kamedułów góry Koronnej.
Osiem lat później ojciec Paweł umiera w drodze powrotnej z Wiecznego Miasta zarażony epidemią panującą wówczas w Rzymie.
Myślą centralną życia pustelniczego jest według nauki ojca Pawłą: „Żyć sam na sam z Bogiem i żyć dla Boga samego”. Stwierdzenia tego nie ujmuje jednak w formie wykładu ascetycznego czy podejścia psychologicznego do życia duchowego, ale jest to teologia głosząca, iż Misterium Chrystusa i rzeczywistość życia sakralnego stanowią jego centrum i przenikają wszystko.
Życie eremickie zakłada kilka warunków, które są niezbędne da zachowania jego istoty. Podstawową jest przestrzeganie samotności, która nie stanowi wprawdzie celu samego w sobie , lecz ma umożliwić zajmowanie się samym tylko Bogiem, a Chrystusowi pozwolić zamieszkać w sercu samotnika. Justianin wskazuje na szereg przykładów z historii zbawienia , które dotyczą zdarzeń zasadniczych dla naszego odkupienia, a jednak dokonały się one z dala od ludzi, w odosobnieniu, aby kontakt człowieka z bogiem mógł być jeszcze ściślejszy. Sam Jezus wiele razy modlił się w odosobnieniu, a czynił to przed męką w ogrodzie Getsemanii. Ojciec Paweł dokładnie określa samotność jako separację od ludzi świeckich, a idzie w tym względzie za całą tradycję poprzednich wieków. Erem ma być oddalony od osiedli ludzkich i otoczony lasami, które nadzy pielęgnować i rozwijać.
Kolejnym elementem samotności jest zakaz kontaktu ze świeckimi nawet pod pozorem jałmużny czy gościnności, a dla ochrony samotności nawet dróżki łączące cele będą uważane jakby za krużganek i dlatego nie będzie wolno na nich z zasady rozmawiać. Jednakże „samotność materialna” jest sama w sobie nie wystarczająca i musi ją wypełnić „samotność wewnętrzna”.
Ojciec Paweł, doceniając wagę skupienia i milczenia dla zachowania samotności, pozostał wierny doktrynie zawartej w pismach autorów kamedulskich. Powstrzymywanie się od rozmów z ludźmi ma umożliwić eremicie dialog z Bogiem, w modlitwie i samym sobą w rozmyślaniu. Milczenie pustelnicze zakłada wprawdzie całkowite unikanie rozmów ze świeckimi, lecz pomiędzy sobą nie są eremici zobowiązani do aż tak ścisłego „taciturnitas”.
Doceniając wagę roztropności, ojciec Paweł stanowi, że przełożony w pewnych wyznaczonych dniach ma udzielić dyspensy milczenia, wtedy bracia mogliby prowadzić rozmowy duchowe czy przekazywać sobie rzeczy potrzebne. Podczas dozwolonych nielicznych rekreacji bracia będą mogli razem przechadzać się po najbliższym otoczeniu eremu.
Drugim czynnikiem warunkującym wewnętrzną samotność jest stałość, która, będąc przede wszystkim stanem duchowym, polega na unikaniu wszelkich zmian, które wyraźnie nie wiodę do wyższej doskonałości. Eremici mogą opuszczać pustelnię rzadko, aby uniknąć rozproszeń duszy, które powstają na skutek kontaktu z ludźmi świeckimi. Gdy zaś muszą się oni udać w podróż, to zaleca się im we wszystkim zachować ubóstwo i prostotę.
Aby cela mogła stać się mistrzynią życia duchowego i pokory oraz walki z szatanem, powinna być ozdobiona ubóstwem, a wszystkie rzeczy zbędne trzeba z niej usunąć. Dla równowagi ducha należy także zajmować się w celi pracą ręczną. Przebywanie w samotności nie ma być drogą prowadzącą do bezczynności, lecz przeciwnie wypełnia czas szeregiem ćwiczeń.
Praca fizyczna zajmuje tu poczesne miejsce, jakkolwiek jej ilość zależy od potrzeb, stanu zdrowia , duchowych zapotrzebowań i chęci upokorzenia się przed Bogiem. Ojciec Paweł nalega na to , by wybierać takie prace, którą służą raczej braciom niż samemu eremicie. Nie należy przy tym zaniedbywać starania o czystość własnej celi i najbliższego jej otoczenia. Oprócz kilkunastu uroczystości w roku i kilku rekreacji, w celi spożywa się samotnie wszystkie posiłki. Przy wspólnym stole, zgodnie z regułą zakonną zasiadają tylko 12 razy w roku. W pozostałe dni każdy zakonnik spożywa posiłek osobno, w swojej celi lub domku. Tak zalecają mistrzowie życia pustelniczego, którzy radzą : „Trwaj sam bracie w celi – ona nauczy się więcej i pełniej m, jak trzeba żyć.”
Dlaczego człowiek zdobywa się na tak wielkie wyrzeczenie, że całkowicie odchodzi od świta bliskich oraz godziwych i pożytecznych dóbr materialnych?
Odpowiedź znajduje się w konstytucjach zakonu kamedułów. Czytamy tam „Kto pragnie żyć z samy Bogiem, musi się oderwać całkowicie i zdecydowanie od tego , co Nim nie jest”.
Zagraża temu wewnętrznemu oderwaniu przede wszystkim miłość własna , która sprawia, iż nie zachowujemy się właściwego „in medio virtus” w uzależnieniu ciała od ducha oraz w dążeniach samego ducha. Konsekwencja wyrzeczenia się świata dla życia z Bogiem jest ubóstwo pustelników oraz wiążąca się z nim prostota i pokora, która pobudza eremitę do identyfikowania się z ubogimi i wykonywania prac najbardziej upokarzających.
Justiniani nakazuje, by przełożony generalny zachowywał się jak ostatni z eremitów i niechby dla niego było to co, zostanie po usłużeniu innym. Eremita, przez miłość do ubóstwa, w użyciu rzeczy potrzebnych dla natury ludzkiej , ma się zadowolić tymi tańszymi i gorszymi, a do rzeczy materialnych nie wolno mu się przywiązywać. Według ojca Pawła, nie tylko sam mnich ma być ubogi i niczego nie posiadać na własność, ale idąc dalej od św. Benedykta, nakazuje, by także wspólnota jako całość realizowała ideał wyrzeczenia się rzeczy materialnych i posiadała niewiele. Aby łatwiej było wcielić ideał ubóstwa wspólnotowego w czyn prawodawca postanawia, że wspólnoty eremitów powinny liczyć niewielu członków.
Reguły pustelnicze i ogólne mnisze przeznaczały zwykle sporo miejsca na określone miary pokarmu. Także Justiniani zajął stanowisko wobec tego problemu i nakazuje, by pożywienie było skromne proste i mało obfite, napój umiarkowany i słaby, żeby zgromadzenie odżywiało się tylko raz dziennie. W praktyce eremici nie tylko zaostrzyli posty w stosunku do tych , które obowiązywały Camaldoli, lecz także i te , które polecił ojciec Paweł.
Takie jest powołanie kamedulskie. I trzeba wiedzieć, że bez umiłowania ciszy i samotności – co trzeba widzieć jako niezwykły dar Boga – człowiek nie jest w stanie żyć tutaj nawet przez kilka dni. Wielkim uproszczeniem jest postrzeganie eremitów z Bielan jako pokutników za swoje grzechy. Klasztor przecież to nie rodzaj więzienia czy karnego zesłania, lecz odosobnienie i odejście od świata po to żeby pozyskać Boga.
Nie można zatem uważać, że trafiają tam jedynie osoby doświadczone przez los, uciekające od ludzi, nieszczęśliwie zakochani, jak choćby Sienkiewiczowski bohater Michał Wołodyjowski. Tacy nie wytrzymaliby długo. Wszyscy tutaj żyjący a jest ich obecnie siedmiu – pragnęli kiedyś jednego ; bliższego obcowania z Bogiem, nawet za cenę absolutnego milczenia. Wtedy nie jest ono ciężarem , lecz przestrzenią kontaktu z Bogiem.
Niezastąpionym elementem życia wspólnego są rzadkie co prawda, przechadzki poza erem oraz rekreacja, pozwalająca szczególnie młodym eremitom na zachowanie równowagi oraz ściślejsze łączenie się potem z Bogiem.
Poznawszy, choć w pobieżnych rysach, ducha reguły i sposób życia naszych mnichów, przypatrzmy się rozkładowi i urządzeniu eremu bielańskiego. Dzieli się on na dwie odrębne od siebie części. Jedna , więcej zewnętrzna – jeżeli tak nazwać można kompleks budynków, otaczających wielki dziedziniec wjazdowy, przed kościołem obok furty, za która wszakże jednak już zaraz przyjmuje wchodzącego dziwny spokój i cisza, w innych klasztorach niezwykła – łączy się z gospodarstwem i stanowi przejście od zgiełku światowego do bezwzględnej ciszy pustelni. Tu, w szeregu większych, po części piętrowych budynków, mieści się nad bramą wjazdową spichlerz i mieszkanie cellereryusza, a obok kościoła , po lewej stronie refektarza ( zakonny i gościny ,w którym jest na ścianach szereg zajmujących portretów starych między innymi Jana Tęczyńskiego, wojewody krakowskiego Krzysztofa Radziwiłła sierotki i znakomity wizerunek króla Jana Kazimierza), kuchnia, pralnia sala rekreacyjna.
Obok nich, lecz dokoła osobnego bocznego podwórza stajnie inne budynki ekonomiczne. Po prawej południowej stronie kościoła rozmównica i pokoje gościnne, a w głębi za nimi nowicjat tu więc zgromadzono to wszystko, co odnosi się do potrzeb doczesnych i to , co przedstawia stronę wspólną, zbiorowa życia zakonników. Ulica poprzeczna, przechodząca za prezbiterium kościoła, odcina tę część od właściwej pustelni, leżącej po drugiej stronie tej ulicy. Prowadzą do niej dwie bramy w murze ozdobionym w duchu baroku XVII w. słupami i wazonami kamiennymi.
Przeszedłszy przez którąkolwiek z tych bram, znajdujemy się na początku jednej z dwóch ulic albo raczej ścieżek, nakreślonych równolegle do siebie w kierunku głównej osi kościoła, od zachodu ku wschodowi. Dalej, niemal dokoła pustelni, to już głuchy las, którego część, odwiedzona murem, stanowi większy spacerowy ogród, czy zwierzyniec klasztorny. Na wschodnim końcu tego zwierzyńca jest miejsce, skąd wybornie widać Kraków. Stąd to Jan Kazimierz w roku 1655 miał patrzeć ze łzami w oczach na pożar starej stolicy.
Po dwóch stronach owych dwóch ścieżek są rabatki z kwiatami i drzewkami, a za nimi mur z szeregiem małych furtek. Każda furtka prowadzi do małego ogródka, a przez ogródek do domku parterowego, stanowiącego pomieszczenie jednego z pustelników i zupełnie od sąsiadujących domków oddzielonego. Mieszkanie każdego składa się z sionki, małej kaplicy i celi. Umeblowanie celi stanowi prosty stół i stołek z białego drzewa niewielka szafka na książki. Łóżko z siennikiem i poduszkę słomą wypychane zasłane grubym kocem, dzbanek i gliniany kubek, miednica , kilka obrazów Świętych na bielonych ścianach, kilka doniczek z kwiatami – oto cały sprzęt.
W tych ubogich lecz schludnych ścianach, spędzają pustelnicy jednostajne, samotne dni na zgłębianiu tajemnic wiary i stosunku człowieka do Stwórcy, na doskonaleniu i podnoszeniu ducha do Boga, a przygotowywaniu go do nieba, prawdziwej ojczyzny chrześcijanina.
W tych murach upływają długie nieraz lata życia świątobliwego, a gdy je wreszcie śmierć przerwie, w obrębie murów klasztornych, klasztornych podziemiach kościoła ciało znajduje spoczynek. Te podziemia bielańskie poważane, ale jakieś jasne i pogodne, jak pogodną bywa śmierć chrześcijanina po żywocie bogobojnym – to także szczegół dający do myślenia.
„Gdy Miłość Cię woła, idź za jej głosem, choćby Cię wiodła po ostrych kamieniach”.
Jakkolwiek od śmierci św. Romualda minęło ponad 950 lat , a od założenia Kongregacji Eremitów Kamedułów Góry Koronnej więcej niż 470, trzeba przyznać, że ideał życia eremickiego w tej formie, jaką ukazał założyciel Kamedułów, a przekazali jego uczniowie, pozostał żywy, choć odmiennie realizowany, w obu Kongregacjach Kamedułów.
Formacja pustelników zaczyna się od momentu zgłoszenia się kandydata do furty klasztornej i odbywa się pod okiem doświadczonego mnicha, zwanego magistrem. Rozpoczynając nowicjat w naszej Kongregacji, kandydat pozostawia decyzji przełożonych sprawę swojego powołania kapłańskiego. W okresie nowicjatu młodzi adepci życia pustelnicze oprócz formacji duchowej przekazywanej przez magistra, oddają się pracy fizycznej, a wspólnota eremicka oddziaływuje na nich swoim przykładem i promieniującą miłością. Staje się zrozumiałe przede wszystkim wezwanie Boga aby Mu się całkowicie poświęcić, całkowicie się z nim zjednoczyć.
Radość, która może nie zawsze rzuca się w oczy, nadetnie zawsze jest wyczuwalna ale radość głęboka… Ta radość, o której mówi w Ewangelii Chrystus Pan, że przychodzi od Boga samego i że dlatego nikt jej odebrać nie zdoła. Tej radości zresztą może towarzyszyć prawdziwe cierpienie. Wszyscy bowiem- tak zakonnicy, jak i każdy chrześcijanin – wiemy, że nie ma prawdziwej radości której, by nie towarzyszyło jakieś cierpienie. Sam Chrystus Pan powiedział to myśląc o wszystkich ludziach, w swojej mowie po Ostatniej Wieczerzy. I właśnie, aby dać nam zrozumieć, że nie może być prawdziwej radości bez pewnego cierpienia, użył porównania z życia rodzinnego, zaczerpniętego z przeżyć kobiety, która na urodzić swoje dziecko. Ona wie dobrze, że będzie wiele cierpieć, a jednocześnie odczuwa radość, że wyda na świat nowego człowieka.
Tak samo dzięki krzyżykom i ofiarom zakonników- z miłości znoszonym pogodnie i składanym Bogu za zbawienie świata i Jemu przeważnie tylko znanym – nowi ludzie rodzą się wciąż duchowo dla Królestwa Bożego. Otrzymują łaskę: oświecenia i wzmożenia sił duchowych, by znaleźć drogę do Boga i na niej wytrwać wciąż, mimo trudności i upadków, z których się zaraz podnoszą idąc naprzód. I dlatego w życiu zakonnym, mimo wyrzeczeń, ofiar i codziennych krzyżów- przez przyjęcie ich w duchu wiary i opromienienie miłością Boga i ludzi – tyle jest codziennej cichej, a głębokiej radości, w Bogu mającej swe źródło.
Samotność, wycofanie się ze świata, polega na decyzji ciągłego wewnętrznego przebywania z Bogiem, aby przy Bogu dojrzewać i będąc na tym świecie dzielić się z ludźmi większą, doskonalszą miłością, nadzieją i wiarą, pokojem, sprawiedliwością, radością i Bogiem. Trzeba rozumieć Boga i świat, aby umieć świat przywracać Bogu.
Odosobnienie ma pomagać w wyborze tego, co dobre. Uwalnia od szeregu złych wpływów w okresie, w którym człowiek nie umie jeszcze przeciwstawić się złu. A nie umie czasem całe życie. Opieka przełożonych i ich doświadczenie kierują ku dobru i uczą dystansu do wobec wszystkiego, co nie jest Bogiem. Uczą wyboru Boga. A wybór jest ofiarowaniem. Ofiarowując usprawniamy się w wyborze. Wybór wymaga rozeznania, pracy nad intelektem i wolą oraz pomocy łaski. A kształcenie intelektu i woli dla sprawnego wyboru Boga musi się odbywać przy pomocy normalnych środków, którymi kształci się intelekt i wolę.
Pamiętajmy, że Bóg nie zawsze czyni cuda i zawsze sam uwalnia nas od naszej ignorancji i nieumiejętności podjęcia decyzji. Katolik w świecie współczesnym musi mieć dużą wiedzę i dużą miłość. Odosobnienie więc nie polega na zerwaniu z kulturą, lecz na szukaniu jej najlepszej strony. Kulturę daje Bóg ku większemu umocnieniu dusz i ku większej sławie chwały Bożej.
Odosobnienie nie zwalnia też z miłości bliźniego. Aby ją czynić , muszę być wśród ludzi i każdemu dać , to czego potrzebuje: chorych leczyć, głodnych karmić, smutnych pocieszyć, nie wiedzących uczyć. Uczynki miłosierne obowiązują wszystkich i wszędzie. Także w klasztorze. I wobec każdego potrzebującego.
Świat nieraz nie rozumie powołania zakonnego dziwi się zwłaszcza tym którzy obierają życie pustelnicze, pełne umartwień, zaparcia się siebie, heroicznego oderwania się. od wszystkiego, co ziemskie, wyrzeczenia się nawet godziwych uciech i pociech. Bo też prawdziwie pojąć to potrafią tylko dusze wybrane. Walk wewnętrznych i tu nie braknie ; wszak bez walki nic dobrego nie dzieje się na świecie ; ileż jednak wyższych rozkoszy może zawierać prawdziwe zjednoczenie się już w tym życiu z bogiem ! Jakże po przezwyciężeniu siebie przychodzić tu musi ukojenie i uciszenie. Czyż człowiek nawet najbardziej czynny i rozproszony nie miewa chwil, w których odczuwa potrzebę ucieknięcia os świta , skupienia się , zastanowienia nad najważniejszymi prawdami i celami ziemskiej wędrówki, zamknięcia z samym sobą?
Tutaj żyjący samotnicy, zamknięci są nie tylko ze sobą, ale z Bogiem. A któż odgadnie ile w tych modlitwach i umartwieniach jest zadośćuczynienia za cudze winy, za moc złego, które dzieje się na świecie, ile one złego odwrócić są zdolne od ludzi, żyjących poza murami pustelni, od społeczeństwa i narodu.
Paweł Justianin określił kilka wyraźnych zasad życia duchowego eremitów. Przebywanie w celi pustelniczej, aby praktykować osobiste spotkania z Bogiem, Eucharystia, brewiarz i modlitwa liturgiczna, pogłębiająca formację duchową oraz życie wspólnotowe i nieodłączne w tradycji kamedulskiej milczenie oraz praca. Te zasady nie tylko nie uległy zamianie, ale ich aktualność jest ciągle podkreślana, choć np. zmienia się ich funkcja. Kiedyś praca była źródłem utrzymania i podstawą egzystencji klasztoru, dziś jest raczej formą mniszej aktywności – wyjaśnia reguły mniszego życia O. Ambroży.
Także rytm dnia nie uległ nadzwyczajnym zamianom: pobudka 3.30, tak aby zdążyć na godzinę czytań, która zaczyna się kwadrans przed czwartą. Potem lectio divina, czyli pogłębianie znajomości Pisma Świętego, najczęściej we własnej celi lub kościele. Modlitwa jednoczy eremitów ponownie o 5.30, kiedy odmawiają jutrznię, a po niej uczestniczą we Mszy św. Na śniadanie przychodzi pora koło 7.30, potem eremici czas przeznaczają na pracę.
Choć klasztor na Bielanach zamieszkuje dziś zaledwie 8 eremitów, to jednak podział „ obowiązków” jest dość wyraźny. „Z naszej ósemki tylko pięciu mnichów jest na tyle sprawnych , aby podejmować konkretne zajęcia, dlatego poza obowiązkami, sprzątaniem kościoła i pracą w kuchni musimy troszczyć się o naszych braci” – opisuje zajęcia Ojciec Przeor, dodając jednak, że najstarszy z zakonników 90- letni br. Doroteusz nawet nie chce słyszeć, żeby go miał ktoś zastąpić w funkcji klasztornego dzwonnika.
„Kiedy usłyszycie dzwonek na modlitwę , można ustawić zegarki, br. Doroteusz nigdy się nie spóźnił” – zachwala seniora eremu przełożony. Włoski rodowód i pielęgnowana klasztorze tradycja nakazują mnichom poobiednią sjestę, którą kończy modlitwa popołudniowa odmawiana o 14.30. Potem jeszcze trochę czasu na pracę i od czwartej zaczynają się wieczorne modlitwy: Różaniec, lectio divina, nieszpory i czytanie w kapitularzu. Dzień w bielańskim klasztorze kończy się koło godziny 19.30, ale o. Ambrożemu nigdy nie udało się tak wcześnie zakończyć pracy.
„Zostają sprawy administracyjne korespondencja itp.” – tłumaczy o. Ambroży. Inni mnisi także mają prawa do korespondencji, ale – jak mówi Ojciec Przeor – „w ograniczonym zakresie”. Dwa, trzy razy do roku może ich także odwiedzać rodzina, z innych uroków życia pozostają tzw. rekreacje, czyli pięć dni w roku kiedy mnisi mogą rozmawiać czy pograć w szachy. Posiłki spożywają sami, ale 12 razy w roku spotykają się razem w refektarzu, podobnie jak w dniu imienin przeora. Dodatkowymi dniami świątecznymi są np. odwiedziny Księdza Kardynała.
Trwający od kilku lat remont pomógł nie tylko w odnowieniu zabytkowych budynków kościoła i domków eremickich (choć większość z nich jest jeszcze nie wykończona), ale przyczynił się także do unowocześnienia niektórych pomieszczeń gospodarczych. Dzięki kilku darczyńcom zakonna kuchnia jest dziś nie tylko nowoczesna, ale bardzo funkcjonalna. Jednak o jej jakości nie świadczą przecież błyszczące blachy i okapy, ale to co przyrządzi brat Emmanuel[1].
Brat Emanuel przez 16 lat był kucharzem w jednym z włoskich klasztorów. Kiedy tuż przed południem po kuchni roznoszą się zapachy, nie ma wątpliwości, że br. Emmanuel mógłby startować w konkursie na najlepszą włoską kuchnię w Krakowie i nie był by pozbawiony szans na sukces. Sam Przeor tak zasmakował tej kuchni podczas swego pobytu w klasztorze kamedulskim w Italii, że był nawet kucharzem, ale dziś chętnie oddaje palmę pierwszeństwa br. Emmanuelowi.
Jedzenie jest na ogół dość proste i raczej skromne. Każdy eremita dostaje swoją menażkę i spożywa posiłki w samotności, zaopatrzeniowcem jest zaś Ojciec Przeor, który najczęściej korzysta z miejscowej hurtowni. Latem dochodzą do tego owoce i warzywa z własnego ogrodu, jednak utrzymaniem nikt się za bardzo nie przejmuje.
Więcej zachodu wymagają Przeora prace remontowo – konserwatorskie. Prowadzone od kilku lat zmieniły erem na Bielanach nie do poznania: odnowiona fasada i wnętrze kościoła, iluminacja klasztoru i postępujące prace przy eremickich domkach wymagają nie tylko czasu, ale i sporych nakładów finansowych.„Gdyby nie grupa naszych darczyńców i osobista pomoc niektórych przyjaciół klasztoru, nie dalibyśmy rady” – podsumowuje rok o. Ambroży. A całość inwestycji zamknęła się w kwocie 2 mln 200 tys. zł. Jesienią prace zostały wstrzymane, bo zabrakło funduszy.
Zanurzając się w życie kamedułów, ma się wrażenie, że dotyka się wielkiej tajemnicy Boga i ludzkiego wnętrza. Okazuje się , że człowiek może być szczęśliwy nawet wtedy, gdy po ludzku rzecz biorąc nie ma podstaw do tego, aby doświadczać szczęścia. Czy ci, żyjący na Srebrnej Górze, są szczęśliwi?
Nie wiem!
Ich ślub milczenia nie pozwolił mi z nimi porozmawiać. Jednakże fakt , iż zostają tutaj z własnego wyboru, po wielu latach nowicjatu, w surowych warunkach życia i reguły zakonnej, świadczy, że znaleźli tu swoje miejsce na ziemi i pokój serca. A widok dwóch wież kościoła zdaje się mówić że trzeba w życiu, obok trosk dnia codziennego, troszczyć się przede wszystkim o zbawienie. Memento mori, pamiętaj o śmierci …….i żyj!