Niewolnictwo w Mauretanii

5/5 - (5 votes)

Mauretańscy obrońcy praw człowieka zapowiadają utworzenie specjalnych grup, które podczas trwania ramadanu będą namierzać i ujawniać przypadki niewolnictwa. Biram Walid Abidi, przywódca Ruchu Zniesienia Niewolnictwa (L’Initiative pour la Resurgence du Mouvement Abolitionniste en Mauritanie – IRA Mauretania) powiedział, że działania te mają na celu sprawdzenie poziomu świadomości lokalnej na temat niewolnictwa w Mauretanii oraz uwagi, jaką światowa opinia publiczna poświęca temu zagadnieniu.
Autor: Amin Muhammad

W przekonaniu działaczy wielu Mauretańczyków wciąż cierpi z powodu praktyk niewolniczych. Prezydent Muhammad Walad Abd al-Aziz zapewnił natomiast, że zjawisko to nie występuje już w kraju.

Organizacja Abidiego rozlokowała w każdej prowincji grupę 8 działaczy. Ich zadaniem jest kontrolowanie domostw we wsiach i miastach oraz szukanie osób zamieszanych w zakazany proceder. Już w pierwszych dniach ramadanu wykryto przypadek niewolnictwa w Nawakszucie. Ofiarą była nieletnia Awiszia Bint Hamada, a oskarżoną o zniewolenie Ajsza Bint Sajbut.

Temat niewolnictwa budzi wiele kontrowersji w Mauretanii. Według obrońców praw człowieka setki mieszkańców kraju wciąż żyją w stanie zniewolenia. Problem dotyczy szczególnie rejonów wiejskich, w których nadal utrzymuje się system plemienny i prawo państwowe jest traktowane z nieufnością. Władze podkreślają, że może być mowa jedynie o śladowych pozostałościach niewolnictwa, które występowało w Mauretanii w poprzednich wiekach.

Ranni i zatrzymani

Biram Walid Abidi domaga się uwolnienia 13 członków jego organizacji, którzy zostali zatrzymani podczas pikiety przed posterunkiem policji. Działacze żądali wymierzenia przewidzianej prawnie kary wobec kobiety oskarżonej o zniewolenie nieletniej dziewczyny. Według informacji pochodzących od Ruchu Zniesienia Niewolnictwa, służby bezpieczeństwa zaatakowały zgromadzonych gazem łzawiącym. Rannych zostało 12 osób. Aresztowani są obecnie przetrzymywani w siedzibie policji, gdzie, jak mówi Abidi, są poddawani torturom i pozbawieni wszelkich praw tylko dlatego, że protestowali przeciwko niewolnictwu.

Działacze zapowiedzieli, że od tej chwili nie będą się ograniczać tylko do ujawniania przypadków niewolnictwa. Organizacja planuje bardziej stanowcze działania na polu zwalczania tego zjawiska, takie jak wywieranie presji na władzę oraz okupowanie miejsc publicznych. Ich celem jest wymuszenie przestrzegania prawa, które zakazuje niewolnictwa i pomoc tym, którzy żyją w nieludzkich warunkach jako niewolnicy.

Niewolnictwo nie istnieje

Podczas konferencji prasowych prezydent Muhammad Walad Abd al-Aziz zdecydowanie zaprzecza istnieniu jakichkolwiek form niewolnictwa w Mauretanii. Ludzi twierdzących inaczej ostrzegł, że hasło niewolnictwa nie może być używane w politycznej grze. Jego zdaniem rzekomi obrońcy praw człowieka wykorzystują jedynie niedolę pewnej grupy obywateli.

W kwestii zatrzymania działaczy Abd al-Aziz podkreślił, że Ruch Zniesienia Niewolnictwa jest organizacją nielegalną. Nie ma również usprawiedliwienia dla ataków na posterunki policji i funkcjonariuszy bezpieczeństwa, które uzasadnia się dążeniem do sprawiedliwości.
Biram Walid Abidi nazwał prezydenta kłamcą. Abd al-Aziz miał wielokrotnie składać Abidiemu propozycje przystąpienia do rządu, który powstał po przewrocie w 2008 r. Prezydent zachęcał również przywódcę Ruchu do złożenia wizyty w pałacu prezydenckim, co miało załagodzić presję społeczną, jaka jest wywierana na Abd al-Aziza.

Abidi odrzuca te propozycje utrzymując, że obecny prezydent jest jedynie generałem, który w wyniku przewrótu wojskowego siłą objął władzę. W skład rządu mauretańskiego wchodzi jedynie 3 ministrów, którzy wywodzą się z byłych niewolników. Władze cały czas ostro podkreślają, że w Mauretanii nie ma żadnego niewolnictwa.

Raport Amnesty International z 2011 r. o niewolnictwie w Mauretanii (komentarz od tłum.)

Pomimo formalnego zniesienia niewolnictwa w 1981 r. i uznaniu go za przestępstwo w 2007 r. praktyka ta przetrwała w Mauretanii do dzisiaj. Do tej pory żaden właściciel niewolników nie został skazany wyrokiem sądu.

W ciągu ostatniego roku dwie rodziny zostały wyzwolone z pomocą dwóch organizacji obrony praw człowieka: SOS Ensclaves i Ruchu Zniesienia Niewolnictwa (L’Initiative pour la Resurgence duMouvement Abolitionniste en Mauritanie – IRA Mauritanie). Były to następujące przypadki:

  • Mulk Chejr Bint Jarba urodziła się jako niewolnica, podobnie jak reszta jej rodziny. Została wyzwolona w lutym wraz z 4 dzieci. W 2007 r. została wyzwolona po raz pierwszy, ale po 2 miesiącach pochwycił ją inny właściciel niewolników. W okresie niewoli była czasami bita i głodzona.
  • Ajsza Bint Mubarak była przetrzymywana w niewoli od swoich narodzin w 1975 r. W październiku 2010 udało jej się uciec od właściciela wraz z 7 swoich dzieci. W okresie niewoli bito ją, a jej dzieci nie mogły chodzić do szkoły.

tłum. z arabskiego Piotr Kukuł

2011

Krzyk wolności

5/5 - (5 votes)

Al-bouazizi nazwisko, które pozostanie wiecznie w pamięci wolnych Arabów i Arabek – i chyba nie tylko ich – lecz także w pamięci każdego człowieka marzącego o wolności.

Al-Bouazizi człowiek bezrobotny z wyższym wykształceniem z miejscowości Buzid, utrzymywał i opiekował się 9 osobową rodziną, pracując na ulicy sprzedawał warzywa i owoce na drewnianym wózku. Niestety narzędzie jego pracy i źródło utrzymania zostało mu odebrane przez straż miejską. Kiedy protestował starając się wytłumaczyć im, że to co mu zabierają jest jego życiem, jego jedynym źródłem utrzymania dla niego i jego rodziny został spoliczkowany przez straż miejską na oczach tłumu. Zdecydował się złożyć zażalenie do urzędu, które niestety nie zostało przyjęte, a rozżalony mężczyzna został wyrzucony na ulicę.

Zbulwersowany, poniżony człowiek został spalony przez tyranów owego systemu. Spalony został trzy razy, pierwszy raz kiedy skonfiskowano mu narzędzie pracy, drugi raz kiedy został spoliczkowany i trzeci raz kiedy nie przyjęto jego zażalenie wyrzucając go z urzędu. Zdecydował się na wolność, którą inaczej sobie wyobrażał.

18-tego grudnia, po samospaleniu Al-Bouzizi zmarł w skutek oparzeń z 17 grudnia 2010 roku.

Wszyscy wiemy, że ten fakt stał się iskrą zapalną społecznej rewolucji w Tunezji, po której naród tego małego kraju w północnej Afryce obalił tyrana, zmuszając go haniebnej ucieczki, z nadzieją , że otwiera się nowa era, era wolności i sprawiedliwości.

Niestety w Tunezji pozostał stary system bezpieki, istnieje zagrożenie, że pomimo obietnic składanych przez tymczasowy rząd o przeprowadzeniu wolnych demokratycznych wyborów tajne służby Ben Alego będą stwarzać dalsze przeszkody na drodze do rozwoju wolności i demokracji.

Śmierć al- Bouziziego rozpaliła iskrę wolności również w szlachetnym narodzie Egipskim, który od kilku dni rozpoczął nową epokę w historii tak znaczącego kraju. Egipcjanie wyciągnęli naukę z protestów w Tunezji, i wiedzieli że muszą dążyć do całkowitego obalenia reżimu rządzącego na czele z jego przywódcą.

Egipcjanie mają świadomość, że nie sam Mubarak rządzi krajem przez 30 lat, została zbudowana cała struktura opierająca się na podległej mu partii i innych instytucjach, do których doszły dodatkowo układy ze światem biznesu oraz wpływowi ludzie ze sfer gospodarczych. Przez wiele lat egipski naród był wykorzystywany i uciskany. Elity zostały zmuszone do emigracji, a ci którzy nie uciekli zostali osadzani w więzieniach, została utworzona wielka luka pomiędzy poszczególnymi warstwami społecznymi obywatelami.

Od ponad trzydziestu lat stosowano straszak w formie zagrożenia islamizacją i ihłanofobią (braciofobią), to wszystko działo się z przyzwoleniem zachodnich rządów na czele ze Stanami Zjednoczonymi, które tolerowały wszystkie niedemokratyczne metody, bo jak same stwierdziły zapewniało im to pokój w Izraelu, ale kosztem narodów państw bliskiego wschodu w których niekonieczna była demokracja, wolność, poszanowanie praw człowieka, bo taki system był im potrzebny, bo on był gwarantem pokoju z izraelskimi sprzymierzeńcami.

Rewolucja tunezyjska zmusiła ich jednak do dostrzeżenia konieczności przeprowadzenia demokratycznych zmian i zerwania umów z dyktatorami. Obserwując obecną sytuacje wydaje mi się, że świat arabski nie ma już odwrotu i musi się przebudzić na to przebudzenie jego mieszkańcy czekają już wiele lat.

Dzisiejszy świat nie jest już taki, jak był w latach 80 XX wieku, gdzie armia jednego z krajów Bliskiego Wschodu mogła spacyfikować całe miasto, tylko dlatego że jego mieszkańcy byli w opozycji wobec partii rządzącej, która niestety nadal rządzi i jest u władzy, niestety nikt o tym nie słyszał, oczywiście poza władzą i innymi przywódcami Bliskiego Wschodu.

Dziś żyjemy w innych czasach, Internet pozwolił ludziom na wirtualną wolność i ułatwił drogę do walki o wolność w świecie realnym. Media, portale społecznościowe, telefony komórkowe – dzięki nim świat żył tym czym żyli mieszkańcy Tunezji i Egiptu. Dzień w dzień na żywo relacjonowane były wydarzenia które obiegły cały świat.

Władz nie była już w stanie po cichu pozbyć się problemu i zmienić rzeczywistości Rzecz jasna że to dopiero początek na drodze do wolności i demokracji, przed Bliskim Wschodem jeszcze długa i trudna droga, ale optymistyczna dla rejonu i dla świata. Sądzę, że świat wolny i sprawiedliwy jest gwarancją mniejszego radykalizmu i fanatyzmu.

Samir Ismail

19/02/2011

Lars von Trier „Europejski Dogmatyk”

5/5 - (1 vote)

„Gdy doliczę do dziesięciu znajdziesz się w EUROPIE…”. Zobaczysz ciemny, mokry i smutny kraj, który zrodził doskonałe myśli, wielkich ludzi i piękną, silną cywilizację. Teraz, w końcu wieku, kraj tonie zalany mętną breją, w której nurzają się strzępy pięknej i silnej cywilizacji, trupy wielkich ludzi i przewartościowane, nikomu niepotrzebne myśli…

…1…
ciała ofiar były patroszone

„Woda, woda… wszędzie woda… i ani kropli do picia”. Głęboka noc. Niewielka łódź ciężko porusza się po czarnych falach w kierunku pustego skorodowanego przez wodę i wiatr nabrzeża. Wysiadasz… Seria brutalnych morderstw popełnianych na kilkunastoletnich dziewczynkach (ciała ofiar były patroszone i porzucane) wstrząsnęła krajem, odbierając mieszkańcom liche resztki spokoju. Taki stan rzeczy zastajemy w pierwszych minutach Elementu zbrodni – filmu otwierającego Europejską Trylogię Larsa von Triera, który wysyła nas w nieokreśloną, choć niezbyt odległą przyszłość. Poddani hipnotycznemu seansowi przemierzamy kraj będący na skraju kompletnego rozkładu. Panuje tu wulgarność, zrezygnowanie i strach wobec czającej się w każdym zaułku śmierci, personifikowanej przez mordercę – dewianta.

…2…
Europa stacza się

Dzięki nadzwyczajnej wyobraźni von Triera oglądamy świat w barwach poetyki niemieckiego ekspresjonizmu, w który wkrada się nutka wczesnego Hitchcocka. Jednak czarny kryminał dla Triera nie jest tylko gatunkiem filmowym wytyczonym przez wcześniejszych, wielkich artystów kina (Lang, Hitchcock). Ekscentryczny Duńczyk bez wahania wykracza poza jego ramy (oczywiście zachowując należny mistrzom szacunek). Jest filmowym poszukiwaczem. Eksperymentuje ze środkami ekspresji, bada granice kreacji artystycznej, dotyczy to zarówno fabuły jak i technicznych aspektów filmu. Nowatorstwo Larsa von Triera, zabawa środkami wypowiedzi sprawia, że gdzieś zanika granica między opowiadaną historią a wizualnym sposobem jej przedstawienia. Kombinowane czarno-białe i kolorowe zdjęcia, nietypowe zabiegi montażowe, surowość kadrów, przy zaskakujących zachowaniach postaci czyni z Elementu Zbrodni żywy organizm, którym reżyser bawi się z widzem. Gra na jego emocjach, poczuciu smaku, wrażliwości wizualnej. Sprawia, że zaczynamy przedostawać się do „trierowskiego” świata. Wierzymy, że to, co zarejestrowano na taśmie jest naprawdę, że Europa stacza się do najgorszego rynsztoka, a ten los zgotowali jej sami Europejczycy. Źle się będzie działo w Europie…

…3…
mistrzowie się mylą

Lars von Trier: Pokazałem Element Zbrodni Tarkowskiemu. Powiedział, że to największe gówno, jakie kiedykolwiek oglądał. Ta opinia mogłaby zostać wypowiedziana z ust nie jednego mistrza, pod adresem filmów von Triera. Przecież to skandal… 100 lat kina w Europie zbudowało wielką tradycję, reguły, techniczne ramy dzieła filmowego, a tu zjawia się nagle jakiś młodzian z Duńskiego Instytutu Filmowego i śmie cały ten dorobek postawić na głowie. Ma czelność oszukiwać widza, pogrywać na jego uczuciach, „zamiatać” kamerą jak wiatr zawieje i do tego jeszcze mienić się innowatorem. Cóż, trudno nie brać pod uwagę zdania tak wybitnego twórcy kina jak Tarkowski. Autor Stalkera najprawdopodobniej ma rację, a siedem nagród, dla debiutu von Triera, na europejskich festiwalach (w tym Nagroda Najwyższej Komisji Technicznej na MFF w Cannes), to czysty przypadek i wyjątkowy przykład braku kompetencji u jurorów. Tak na prawdę jedynym zarzutem, jaki można postawić przed Elementem Zbrodni to nieco przejaskrawione fobie Larsa von Triera, które co jakiś czas „kłują” widza w oczy kompletnie absurdalnymi scenami (zjawisko widoczne także w innych obrazach Triera, choć nie brak im swoistego uroku). Poza tym ogląda się całym ciałem. Zatem mistrzowie się mylą.

…4…
zagłębie Ruhry i pasta Signal

Temat walki między nauką i kulturą w Europie oraz wnikliwe studium „rozkładu” kontynentu, Trier postanowił kontynuować w drugiej części Europejskiej Trylogii, w filmie Epidemia – autotematycznym dziele korespondującym z Osiem i Pół Felliniego. Tu Europa jawi się dużo „normalniej” niż w Elemencie…, takie odnosimy wrażenie na początku. Być może dlatego, że autor z przyszłości wraca do końca lat osiemdziesiątych XX wieku. Autostrady, zadymione niebo zagłębia Ruhry i pasta Signal, wszystko zdaje się być bardzo znajome, bliskie, po prostu normalne. Dwóch młodych filmowców pracuje nad scenariuszem filmu, który z resztą nigdy nie powstał (a szkoda). „Epidemia” jest dokumentalnym zapisem ich pracy. Pytanie więc: Gdzie ta niszczejąca Europa? Już w pierwszej scenie ma miejsce dziwne zdarzenie (ta uwaga nie dotyczy użytkowników komputerów podłączonych do drukarek), którego efektem jest niepowodzenie, swoista porażka bohaterów, infekcja. Ścieżce dokumentalnej filmu towarzyszą niezbyt ściśle połączone sceny fabularne (scenariusz dopiero powstaje) dotyczące przyszłości. Opowiadają o kraju zaatakowanym przez potworną zarazę. Niby nic szczególnego, każdy mógłby wymyślić taką historię…

…5…
tory zupełnie się pokryły

Poważny niepokój u widza budzi jednak fakt, że owe ścieżki filmu (dokumentalna i fabularna) zaczynają mieć ze sobą coś wspólnego. Początkowo tylko delikatnie się zbliżają, tak jak czasami tory kolejowe. Nasze wstępne i jeszcze niczym nieuzasadnione obawy nabierają wyrazistszych barw dopiero, gdy tory się od czasu do czasu krzyżują. Coraz częściej rzuca się w oczy obecny cały czas na ekranie tytuł filmu. To kolejny, genialny wręcz zabieg techniczny autora. Oprócz tego, że wizualnie prezentuje się doskonale (intensywny, czerwony napis na czarno-białym obrazie), ma też koronny wpływ na akcję filmu. Coraz szybciej widz odpowiada sobie na zadane wyżej pytanie. Coraz mniej jest bliskości i normalności w tej Europie, jakby miniaturowymi kanalikami wkradała się do niej jakaś choroba. Coraz więcej jest w Epidemii nawiązań do zatopionej Europy znanej z Elementu Zbrodni. Sceny fabularne coraz mocniej przenikają do dokumentalnej rzeczywistości, akcentując pamięć o historycznych plagach opisywanych w literaturze. I choć finałowa scena (majstersztyk) sugeruje zwyczajne, nawet lekko humorystyczne zakończenie, to jednak jesteśmy świadkami wręcz dantejskiego obrazu (na nieco mniejszą skalę). Tory zupełnie się pokryły…

…6…
zły to ptak

Jesteś w pociągu. Przybyłeś nim właśnie do Niemiec, w Europie. Jest rok 1945… Tak najkrócej można streścić sytuację bohatera ostatniej części trylogii. Tytuł filmu jest chyba oczywisty Europa. Obraz ten różni się nieco od poprzednich dwóch. Jest wśród nich najbardziej dojrzałym filmowo dziełem (może dlatego, że jest rozdziałem kończącym). Ponownie autor czerpie z dorobku wielkich kina, szczególnie widoczne są wpływy Bergmana i Dreyera.

Nowotwór zżerający kontynent rozwinął się, dorósł, a wraz z nim Lars von Trier. Reżyser mniej tu eksperymentuje, skupiając się na poprawności warsztatowej obrazu (bardzo ładne kadry). Docieramy do Niemiec roku ’45. Kraj zanurzony jest w mrokach powojennej nocy. Wśród ruin przetaczają się masy przesiedleńców. Ludzkie życie uległo całkowitej dewaluacji. Nie można tu liczyć na pomoc bliźniego bo wszędzie panoszy się groza i śmierć. Człowiek jest tak słaby, że nawet nie myśli o próbie zjednoczenia się przeciwko tym strasznym realiom. Wszędzie mnóstwo patroli MP, głód, nienawiść i akcje Werwolfu. Absolutnie beznadziejna walka tych, którzy „wolą zginąć, niż uznać się za pokonanych”. Europa to „trierowski” Armagedon, źródło i jednocześnie apogeum zagłady jakiej uległ kraj wielkiej myśli. Nie bez powodu Trier odwrócił chronologię swojej trylogii. Każe nam wrócić tam, gdzie rozpoczynaliśmy ratowanie Europy po strasznej wojnie. Ale dlaczego to uczynił? Na pierwszy rzut oka to prorocza wizja kręgu, jaki mają zatoczyć dzieje Europy, wówczas koniec jest oczywisty… Może jednak jest to rodzaj ostrzeżenia, że jednak idziemy złą drogą i należałoby zawrócić by od początku przeanalizować nasze kroki. Tak czy inaczej trylogię Larsa von Triera należy traktować jako dzieło bardzo uniwersalne. Nawet osobiste dygresje autora dotyczą nas wszystkich. Nie jest to jednak wyrok na Europę, raczej hipotetyczna wizja niezwykle mądrego, wręcz genialnego człowieka, który odważył się skompromitować cały dorobek europejskiej kultury. Postanowił wyciągnąć na światło dzienne jego największe ułomności. Jako Europejczyk z krwi i kości kala własne gniazdo, abyśmy zobaczyli, że gnije od środka…

„Teraz doliczę do dziesięciu. Gdy powiem 10 będziesz w Europie …7…8…9…10„.

udo

Wolność absurdalna – Sartre

5/5 - (1 vote)

Krzysztof Pomian dokonuje szkicu egzystencjalnego etapu w filozofii Jeana Paula Sartre’a, który ma czytelnikowi ułatwić zrozumienie Wolności kartezjańskiej – rozprawy tego francuskiego egzystencjalisty.

Wedle Krzysztofa Pomiana Sartre odchodzi od rozumienia „istnienia” jako zajmowania określonego wycinku czasoprzestrzeni. Tak istnieją stoły i domy. Człowiek nie jest stołem; żyje, cierpi, myśli, czuje, marzy i usiłuje marzenia zrealizować, a gdy tego dokonuje czuje dalej niedosyt. Żadne zwycięstwo nie daje mu ukojenia, nie jest mu dane doznawanie uczucia, że ma już wszystko, że niczego już więcej nie pragnie, że jest zaspokojony. Na etapie ówczesnej wiedzy nie ma podstaw, aby twierdzić, że stół doznaje podobnych uczuć , zatem człowiek istnieje inaczej niż on. Człowiek jest podobny do stołu, ale tylko gdy jest przeszłością, czyli wtedy, gdy go nie ma, bo wtedy nie może już niczego zmienić. Gdy umiera życie jego wyzwala się z pod jego panowania, staje się czymś zamkniętym i uprzedmiotowionym. Jednak póki jest może zrobić wszystko, a każdy jego krok zmieni sens dotychczasowych. Może oprzeć się torturze. To jest zawsze jego wybór. Jestem wolny. Póki jestem mogę zrobić wszystko, zawsze mam wybór.

Jednak czy inni ludzie też są wolni? Czy Adam, Jan, Tadeusz istnieją tak, jak istnieję ja? Z punktu widzenia każdego z nich – tak. Z mojego – istnieją inaczej, gdyż są oni dla mnie przedmiotem. Widzę ich twarze, ręce, słyszę mowę, dostrzegam gest, działania, jednak nie dostrzegam ich świadomości. Piotr gestykuluje, rusza się, działa w jakimś celu, ale ja mogę to wszystko inaczej odbierać. Jego cel, który wnioskuję z obserwacji jego osoby może wydawać mi się inny od rzeczywistego jaki przyjął sobie. Moja interpretacja jego zachowania pociąga za sobą jego uprzedmiotowienie. Pozbawiam go wolności, gdyż ograniczam jego możliwości. Wszyscy są zależni ode mnie, lecz i ja jestem zależny od wszystkich.

Można powiedzieć zatem, już w języku filozofii, że podmiot ma świadomość samego siebie. Świadomość samego siebie oznacza, że jest się świadomym tego, że jest się każdego kroku świadomym.

Pierwszą konsekwencją tak rozumianego podmiotu jest, że człowiek jest wewnętrznie rozdarty. Świadomość siebie rejestruje rzeczy dokonane, świadomość świadomości jest instrumentem kontrolującym. Ona to bada w jakim stopniu zrealizowane zostało zamierzenie. Jednak zawsze dostrzega rozdźwięk między ideałem a rzeczywistością. To stałe niezrównoważenie, ten nieprzerwany rozdźwięk między świadomością siebie a świadomością świadomości siebie umożliwia egzystencję człowieka.

Drugą konsekwencją jest walka bytu i nicości. Wszystko co dokonane, osiągnięte, załatwione, to, co jest intencjonalnym przedmiotem świadomości siebie jest bytem. Nicością jest ideał, wartość, czyli to, co jest przedmiotem świadomości własnej świadomości. Wytłumaczyć to można w ten sposób, iż kiedy człowiek uznaje coś za swój ideał, ideał nie istnieje, gdyż jeszcze nie jest urzeczywistniony. Gdy przystępuje do jego realizacji to przekształca go w byt, lecz gdy tego dokona uznaje jego niewystarczalność. Zbliżyłem się do ideału, lecz to, co osiągnąłem jeszcze nim nie jest. Wniosek jest taki, że ideał jest nicością, albowiem gdy się go zakłada jeszcze nie istnieje, gdy ocenia się trud wcielenia go w życie, dostrzega się, że nadal jest nieobecny.

Trzecią konsekwencją jest istnienie wiecznej niestabilności między świadomością siebie a świadomością świadomości, istnienie koniecznej nieodpowiedniości między intencją a rezultatem, ideałem a rzeczywistością. Nieuchronność tego absurdu założona jest w samej strukturze człowieka.

Gdyby w człowieku nastąpiła stabilizacja obu świadomości (uznał on swe ideały za urzeczywistnione w pełni) wtedy człowiek przestaje istnieć jako człowiek. Urzeczywistnił ideał i nie brak mu już niczego, zanika jego świadomość siebie jako odrębnego od całokształtu innych ludzi i rzeczy. Staje się on rzeczą miedzy rzeczami – bytem w sobie.

Wybór między klęską a klęską – oto prawdziwa sytuacja człowieka. Albo będzie wiecznie niezaspokojony, albo będzie rzeczą. Tej pierwotnej sytuacji człowiek nie chce przyjąć do wiadomości. Wierzy, że zrealizuje swe ideały, a zarazem pozostanie bytem dla siebie jednocześnie. Pragnie być Bogiem. Jednak gdy przekonuje się, że jest to niemożliwe, wyobraża sobie, że istnieje twór, który może tego dokonać. Następnie obarcza go odpowiedzialnością za swoje czyny. Wiara taka jest złą wiarą. Gdy człowiek ją akceptuje jest nieautentycznym. Powinien odrzucić wszelkie poglądy głoszące, że jego odpowiedzialność za własne postępowanie ponosi ktoś inny. Jest tak, gdyż podstawowy nakaz moralny Sartre’a głosi, że człowiek powinien być autentyczny.

Dzięki wolności człowiek może być autentyczny. Tym, co wyróżnia człowieka od innych bytów jest jego nastawienie na przyszłość. To, że jest on przyszłością, oznacza, że jest on tym, czym nie jest, gdyż przyszłości jeszcze nie ma. Wniosek – jest on nicością, ponieważ jest tym, czym nie jest. To czego nie ma, nie może być zdeterminowane. Tylko to, co jest może podlegać determinacjom. Człowiek zatem jest wolnością. W każdej sytuacji jest wolny (ma wybór). Wykręca się od odpowiedzialności gdy usprawiedliwia swoje poczynania okolicznościami zewnętrznymi. Jednak gdy im ulega, to najpierw zdecydował, że będzie im ulegał. Jest za to odpowiedzialny. Wolność człowieka realizuje się, więc w zakładaniu przezeń określonych ideałów. Jest on skazany na wolność i nie może się jej pozbyć. Człowiek jest świadomy wolności i odpowiedzialności. Ta świadomość przejawia się w niepokoju, który wynika z wiedzy, iż może odrzucić wszystkie wartości, że wartości ustanawia on sam, że zależą tylko od niego. A gdy pragnie uciec od odpowiedzialności za decyzję wyboru określonych wartości, to też jest świadomy, że od owej odpowiedzialności ucieka. Nawet gdy wyrzeka się wolności czyni to będące wolnym.

Postępowania człowieka nie da się przewidzieć. Wynika to z twierdzenia, że jest wolnością, czy nicością. Można je poznać dopiero gdy się zrealizuje. Jego istotą są konkretne ideały, które stawia on przed sobą, a które można poznać gdy się urzeczywistnią (staną się bytem). Tak definiowana istota człowieka jest następstwem stwierdzenia, że jest on nicością. Albowiem to, co nie jest, nie może być poznane. O człowieku wiemy tylko to, co zrobił, co dokonał w przeszłości, to, co się zobiektywizowało. Jednak sens tej przeszłości, dopóki żyje, może ulec zmianie. Jest tak ponieważ znaczenie przeszłości jest określone przez przyszłość.

Jean Paul Sartre w Wolności kartezjańskiej dokonuje próby reinterpretacji filozofii Kartezjusza. Uważa, że jego rodak na ponad dwieście pięćdziesiąt lat przed dwudziestowiecznym egzystencjalizmem formułuje kilka z głównych tez: że człowiek jest nicością, że człowiek jest wolnością – rozumianą jako zdolność zaprzeczania danym świata zewnętrznego (wolność jako władza negatywna), oraz tezę, że człowiek jest całkowicie odpowiedzialny za korzystanie ze swej wolności. Polemizując z poglądami Kartezjusza, Sartre przedstawia swoje.

Wolność może objawiać się rozmaicie. Czym innym jest być wolnym w zakresie przedsięwzięcia politycznego, a czym innym doświadczenie bycia wolnym w akcie rozumienia i dociekania. Kartezjusz doświadcza wolności, „która własnymi siłami odkrywa rozumne stosunki, między już istniejącymi esencjami”(1).

Przed zrozumieniem jest moja wola zrozumienia. Muszę chcieć skupić uwagę i wytężyć umysł. „Najmniejszy nawet wysiłek myśli angażuje całą myśl, myśl autonomiczną, która każdym swym aktem ustanawia swą całkowitą i absolutną niezależność”(2). Ta myśl, aby zrozumieć, musi mieć „coś”, co może zrozumieć jakieś obiektywne stosunki między esencjami, struktury, z góry dany system relacji. Oznacza to, że droga wolności i zrozumienia jest dokładnie wytyczona. Człowiek może kontemplować ideę, ale nie może jej wytworzyć. Człowiek jest autonomiczny wobec systemu idei dzięki władzy negacji. Może mówić „nie” wszystkiemu, co nie jest prawdziwe. To jest druga teoria wolności w doktrynie Kartezjusza.

Człowiek, wedle Kartezjusza, jest odpowiedzialny wobec prawdy. Aby prawda istniała muszę ją stwierdzić. Mam wolę sądzenia. To dzięki mnie mgliste, neutralne idee, nie będące ani prawdziwe, ani fałszywe są przekształcane w naturalny porządek prawd. Dzięki człowiekowi prawda pojawia się w świecie. Ludzie są odpowiedzialni za to, aby naturalny porządek jestestw stał się naturalnym porządkiem prawd. Aby nadeszło królestwo prawdy człowiek musi powiedzieć „tak”, lecz wymaga to nieskończonej mocy użytej za jednym zamachem. „Tak” człowieka jest tożsame z „tak” Boga. Wolność decyzji, której obecności nie można zaprzeczyć, jest cechą upodabniającą człowieka du Boga.

Każdy człowiek jest wolnością, gdyż wolność jest właściwością wyróżniającą człowieka. Wolności człowieka nie mogą ograniczyć ani zwiększyć jego możliwości i sytuacje zewnętrzne, gdyż być wolnym to chcieć tego, co możliwe. Jednak ta wolność jest pozytywna i konstruktywna, o czym mówi np. druga reguła metody znana z Rozprawy o metodzie Kartezjusza: „dzielić każde z badanych zagadnień na tyle cząstek na ile by się dało i na ile byłoby potrzeba dla najlepszego ich rozwiązania”(3).

To na mocy wolnego i twórczego sądu dokonuję analizy tworzącej schematy i hipotetyczne podziały. Świadczy też o tym reguła trzecia: „prowadzić swe myśli w porządku poczynając od przedmiotów najprostszych i najdostępniejszych poznaniu i wznosić się po trochu, jakby po stopniach, aż do poznania przedmiotów bardziej złożonych, przyjmując porządek nawet wśród tych przedmiotów, które bynajmniej z natury swej nie wyprzedzają się wzajemnie”(4).

Do nas należy przewidywanie tego porządku wśród nieporządku i jeszcze przed podporządkowaniem się mu. Oznacza to, że ów porządek trzeba wynaleźć jeśli nie ma go w rzeczywistości. To wszystko świadczy o tym, że reguły metody są jakby kierunkami dla sądu wolnego i twórczego. Wedle Sartre’a Kartezjusz afirmuje twórczą wolność, która budując prawdę przewiduje rzeczywiste stosunki między esencjami tworząc hipotezy i schematy. Jest ona jednaka u człowieka jak i u Boga.

Sartre zwraca uwagę, że u Kartezjusza człowiek prawdę odkrywa, gdyż Bóg raz na zawsze ustalił stosunki zachodzące między esencjami. Człowiek może tylko stwierdzić ją a nawet musi, gdy dostrzega jasno stosunki, które się na nią składają. Ta prawda przenika go całego. Podobnie jasne widzenie Dobra pociąga za sobą działanie, jak wyraźna wizja prawdy – zgodę na nią. Jest tak, gdyż Dobro i Prawda są Bytem.

Autonomię u człowieka Sartre zauważa gdzie indziej.

Czy człowiek jest niezależny? Wedle Sartre’a Kartezjusz okaleczył autonomię człowieka. Właśnie o owym oczekiwaniu Prawdy i Dobra ma ona miejsce ale tylko w tej mierze, w jakiej jest on nicością. Ocierając się o Zło, Błąd, Nicość człowiek jest niezależny od Boga. Bóg jako pełnia bytu nie jest w stanie kierować nicością. To, co człowiek dostał od niego jest bytem; to, co otrzymał – jest. Jednak ja, będąc skończonym i ograniczonym odwracam się od Niego. Dzięki tym cechom mogę zachować wolność z obojętności, lecz będzie ona w stosunku do tego, co nie jest mi znane, lub znam źle. Tym wszystkim ideom kalekim, zniekształconym, tym wszystkim nicościom, będąc sam nicością mogę powiedzieć „nie”, mogę powstrzymać się od działania. Dopóki możemy odmawiać zgody, dopóty jesteśmy wolni.

Ponieważ ta wolność jest zaprzeczaniem, więc nie będzie twórcza. Nie ma możliwości aby wytworzyła ideę, gdyż idea jest rzeczywistością a ona jest nicością. Sartre uważa, że wolność u Kartezjusza jest ograniczona, gdyż nie jest w naszej mocy powiedzieć „nie” bytowi absolutnemu. Oznacza to, że człowiek jest zdolny odrzucić tylko fałsz „mówi on nie niebytowi”. Bytowi mówi zawsze „tak”. Sartre zarzuca Kartezjuszowi, że wolność, o której mówi jest fałszywa, gdyż człowiek jest wolny jeśli nie odkrywa swego Dobra, nie buduje wiedzy. Jest wolny dla Zła, ale nie dla Dobra. Jest wolny dla Błędu, lecz nie dla Prawdy. „Posługując się światłością przyrodzoną i nadprzyrodzoną, której im udziela, Bóg prowadzi ich za rękę ku Wiedzy i Cnocie, jaką dla nich wybrał; pozostaje im jedynie dać się powodować: cała zasługa tego wznoszenia przypada Jemu. Ale wymykają mu się oni w tej mierze, w jakiej są nicością; mogą w drodze puścić jego rękę i pogrążyć się w świecie grzechu i niebytu. I na odwrót, mogą oni oczywiście uniknąć Zła intelektualnego i moralnego; wystrzegać się, mieć się na baczności, zawieszać sądy, stawać tamę swym pragnieniom, powstrzymywać w porę czyny”(5).

Widać z tego, że ta wolność jest ograniczona. Człowiekowi nie jest dane nie stworzyć, gdyż Błąd i Zło są niebytem.

Prawdziwie wolnym jest Bóg. Nie jest niczemu podporządkowany. Stworzył świat i prawa tego świata na mocy wolnego aktu, którego zarodki nie mogą tkwić w poprzednim stanie świata. Tworzenie nie jest zdeterminowane. Tworzenie jest wolnością. Wolność Boga jest tworzeniem, jest aktem, przez który dokonał On, iż istnieje świat Dobra i wieczne Prawdy.

To, że to, co nazywamy dobrem jest nim, to że obowiązuje prawo ciężkości, to że dwa plus dwa równe jest cztery, jest dlatego, że Bóg stworzy tak świat. A dokonał tego na mocy wolnego aktu. „Wolność jest fundamentem Prawdy, a surowa konieczność objawiająca się w porządku prawd opiera się na absolutnej przypadkowości twórczej wolnej woli”(6).

I dalej: „Jego doskonałość nie skłania go do wybierania tego, co najlepsze, natomiast właśnie to, co on wybrał, na mocy jego wyboru jest absolutnie dobre”(7). Bóg Kartezjusza tworząc jednocześnie poznaje to, co tworzy.

Sartre uważa, że w rzeczywistości to, co przyznane zostało przez Kartezjusza Bogu, należy do człowieka. Bóg własną wolą ustala wartości i prawdy. On też ją podtrzymuje. Wolność ludzi stwarza granice jedynie wolności Boga. Aby istniała prawda musi ją chcieć moc Boża oraz przyjąć i zatwierdzić wolność ludzka. Dlatego też Sartre powiedział „Wolność jest podstawą bytu”(8).

Filip Litwin


(1) J.P. Sartre, Wolność kartezjańska [w:] Filozofia i socjologia XX wieku, część II, Warszawa 1965, s. 309.

(2) ibidem, s. 310.

(3) R. Descartes, Rozprawa o metodzie, Warszawa 1970, s. 22.

(4) ibidem.

(5) J.P. Sartre, Wolność kartezjańska, op.cit., s. 325-326.

(6) ibidem, s. 328.

(7) ibidem.

(8) ibidem, s. 329.

Zakończenie pracy dyplomowej

5/5 - (2 votes)

Powtarzający się w dzieciństwie uraz osobowość kształtuje i zniekształca. Dziecko uwięzione w wykorzystującym je środowisku staje przed przerażającym zadaniem adaptacji. Musi znaleźć sposób na zachowanie zaufania do ludzi, którzy nie są tego zaufania godni, poczucie bezpieczeństwa w sytuacji, która stanowi zagrożenie, poczucie kontroli w warunkach całkowicie nieprzewidywalnych, siły – w obliczu swej zupełnej bezradności. Nie będąc jeszcze w stanie zadbać o swoje potrzeby, ani się bronić, dziecko musi kompensować sobie brak opieki i ochrony ze strony dorosłych za pomocą jedynego narzędzia którym dysponuje – niedojrzałego systemu obrony psychicznej.

Wiele dzieci wykorzystywanych seksualnie czepia się nadziei, że gdy dorosną, będą mogły uciec i zdobyć wolność. Ale osobowość ukształtowana w warunkach kontroli przez przymus nie jest dobrze przystosowana do dorosłego życia. Ofiara przenosi swoje doświadczenia w dorosłość i traci zdolność troszczenia się o siebie we właściwy sposób. Pozostając więźniem własnego dzieciństwa próbuje rozpocząć nowe życie, lecz doznaje ponownych urazów.

Jedynie dzięki właściwej terapii ofiary przemocy seksualnej mają szansę na odzyskanie poczuci własnej godności i siły. Nie jest to jednak łatwy krok. Należy pamiętać, że rozpoznanie problemu i poszukiwanie pomocy przez ofiarę jest oznaką nie tylko jej zdrowia, ale przede wszystkim jej wielkiej odwagi.

 Czy naprawdę chciałam otworzyć puszkę Pandory, stojącą pod łóżkiem mojego ojca? Jak będę się czuła, jeśli odkryję, że nagrodą za czterdzieści lat tropienia śladów i rozwiązywania zagadek jest świadomość, że ojciec wykorzystywał mnie seksualnie?

 Czy będę potrafiła bez goryczy pogodzić się ze zmarnowaniem całej tej życiowej energii, którą zużyłam na ukrywanie przestępstwa?[…] Jestem przekonana, że do wielu nieoczekiwanych zgonów dochodzi wtedy, gdy człowiek kończy jedną fazę życia i aby przetrwać, musi stać się inną osobą. Feniks spada w płomienie pragnąc powstać z popiołów, ale potem nie potrafi się podnieść. Kiedy przyszedł czas zmiany, o mało ,, nie umarłam razem z moim dawnym ,,ja’’(J.L.Herman 1998, s.125).