19 września, po 95 latach przerwy w maleńkim ormiańskim kościółku na wyspie Akdamar (Axtamar) na jeziorze Wan w Kurdystanie tureckim (Wschodniej Turcji) odbyła się pierwsza msza, w której wziął udział Ormiański Patriarcha Turcji Aram Ateşyan.
Położony na niewielkim wzniesieniu na wyspie Akdamar, pośród błękitnych wód jeziora Van, stary ormiański kościół zachwyca każdego. Został wybudowany w latach 915-921. Przez długi okres funkcjonował jako klasztor, aż do roku 1915, kiedy zamieszkujący Wschodnią Anatolię Ormianie zostali decyzją młodotureckiego rządu wygnani, a w praktyce zgładzeni. Oskarżono ich o kolaborację z Rosją i postanowiono rozwiązać problem poprzez masową deportację. Do dziś między Ormianami i Turcją trwa spór co do tego, czy było to ludobójstwo, a więc działanie z premedytacją, czy jedynie przypadkowa eksterminacja.
Przez długie lata po zamknięciu kościół na wyspie Akdamar (podobnie zresztą jak wiele innych ormiańskich zabytków rozsianych po terytorium Kurdystanu tureckiego) był symbolem wyrzuconej z tych ziem ormiańskiej kultury, przypominał o strasznej przeszłości, na którą w Turcji spuszczono kurtynę milczenia. Pewnie też dlatego popadał w coraz większą ruinę. Nie chcieli dbać o niego Kurdowie, którzy sami w wydarzeniach 1915 roku brali niechlubny udział (choć również niejedna rodzina kurdyjska przygarnęła ocalałe z rzezi ormiańskie dziecko), ani tym bardziej państwo tureckie, które wpajało swym obywatelom prawdę o ormiańskim kłamstwie.
Kilka lat temu coś się jednak zmieniło. Pozostałym w Turcji Ormianom pozwolono odnowić niszczejący kościółek. Lecz, jak żalili mi się jeszcze w 2007 roku kościół zyskał jedynie status muzeum (w gorliwie świeckiej republice) i nie można było na jego szczycie umieścić krzyża ani odprawić tam mszy. Po długich staraniach Ormian kościołowi (decyzją proislamskiego rządu AKP) przywrócono jednak status miejsca kultu. 19 września odprawiona tam została pierwsza msza, na którą do Van przybyło około 3 tysięcy Ormian.
Jest to bez wątpienia ważne i symboliczne wydarzenie. Nie stanowi ono na pewno przełomu w stosunkach turecko-ormiańskich, ale jest jednym z małych, ale znaczących kroczków do przodu, jakie mają miejsce w ostatnich latach.
Chwały natomiast nie przyniósł Turcji niedawny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie zamordowanego w 2007 roku ormiańskiego dziennikarza Hranta Dinka. Trybunał nakazał Republice Turcji wypłacić rodzinie Dinka odszkodowanie w wysokości 133 595 euro uznając, że w sprawie Hranta Dinka Turcja pogwałciła 2, 10 i 13 artykuł Deklaracji Praw Człowieka.
Proces w sprawie zabójstwa dziennikarza toczy się już trzeci rok, nic jednak nie wskazuje na to by miał się szybko zakończyć. Aresztowany zabójca – Oğün Samast był tylko narzędziem w rękach większej organizacji. Wielu podejrzanych o współudział w zabójstwie Dinka zostało aresztowanych w tzw. sprawie Ergenekon, co wcale nie ułatwia śledztwa. O rzetelny proces walczy rodzina dziennikarza i kilka organizacji broniących praw człowieka. Od kilku lat w Turcji odbywają się też konferencje pamięci Hranta Dinka, przyznawana jest nagroda jego imienia, a powstała po jego śmierci i kierowana przez przyjaciół i rodzinę Międzynarodowa Fundacja im. Hranta Dinka (www.hrantdink.org) stara się kontynuować dzieło tragicznie zmarłego – tj. budowanie w Turcji dialogu, demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, oraz tworzenie szansy dla porozumienia turecko-ormiańskiego.
Joanna Bocheńska
02/10/2010