„Gdy doliczę do dziesięciu znajdziesz się w EUROPIE…”. Zobaczysz ciemny, mokry i smutny kraj, który zrodził doskonałe myśli, wielkich ludzi i piękną, silną cywilizację. Teraz, w końcu wieku, kraj tonie zalany mętną breją, w której nurzają się strzępy pięknej i silnej cywilizacji, trupy wielkich ludzi i przewartościowane, nikomu niepotrzebne myśli…
…1…
ciała ofiar były patroszone
„Woda, woda… wszędzie woda… i ani kropli do picia”. Głęboka noc. Niewielka łódź ciężko porusza się po czarnych falach w kierunku pustego skorodowanego przez wodę i wiatr nabrzeża. Wysiadasz… Seria brutalnych morderstw popełnianych na kilkunastoletnich dziewczynkach (ciała ofiar były patroszone i porzucane) wstrząsnęła krajem, odbierając mieszkańcom liche resztki spokoju. Taki stan rzeczy zastajemy w pierwszych minutach Elementu zbrodni – filmu otwierającego Europejską Trylogię Larsa von Triera, który wysyła nas w nieokreśloną, choć niezbyt odległą przyszłość. Poddani hipnotycznemu seansowi przemierzamy kraj będący na skraju kompletnego rozkładu. Panuje tu wulgarność, zrezygnowanie i strach wobec czającej się w każdym zaułku śmierci, personifikowanej przez mordercę – dewianta.
…2…
Europa stacza się
Dzięki nadzwyczajnej wyobraźni von Triera oglądamy świat w barwach poetyki niemieckiego ekspresjonizmu, w który wkrada się nutka wczesnego Hitchcocka. Jednak czarny kryminał dla Triera nie jest tylko gatunkiem filmowym wytyczonym przez wcześniejszych, wielkich artystów kina (Lang, Hitchcock). Ekscentryczny Duńczyk bez wahania wykracza poza jego ramy (oczywiście zachowując należny mistrzom szacunek). Jest filmowym poszukiwaczem. Eksperymentuje ze środkami ekspresji, bada granice kreacji artystycznej, dotyczy to zarówno fabuły jak i technicznych aspektów filmu. Nowatorstwo Larsa von Triera, zabawa środkami wypowiedzi sprawia, że gdzieś zanika granica między opowiadaną historią a wizualnym sposobem jej przedstawienia. Kombinowane czarno-białe i kolorowe zdjęcia, nietypowe zabiegi montażowe, surowość kadrów, przy zaskakujących zachowaniach postaci czyni z Elementu Zbrodni żywy organizm, którym reżyser bawi się z widzem. Gra na jego emocjach, poczuciu smaku, wrażliwości wizualnej. Sprawia, że zaczynamy przedostawać się do „trierowskiego” świata. Wierzymy, że to, co zarejestrowano na taśmie jest naprawdę, że Europa stacza się do najgorszego rynsztoka, a ten los zgotowali jej sami Europejczycy. Źle się będzie działo w Europie…
…3…
mistrzowie się mylą
Lars von Trier: Pokazałem Element Zbrodni Tarkowskiemu. Powiedział, że to największe gówno, jakie kiedykolwiek oglądał. Ta opinia mogłaby zostać wypowiedziana z ust nie jednego mistrza, pod adresem filmów von Triera. Przecież to skandal… 100 lat kina w Europie zbudowało wielką tradycję, reguły, techniczne ramy dzieła filmowego, a tu zjawia się nagle jakiś młodzian z Duńskiego Instytutu Filmowego i śmie cały ten dorobek postawić na głowie. Ma czelność oszukiwać widza, pogrywać na jego uczuciach, „zamiatać” kamerą jak wiatr zawieje i do tego jeszcze mienić się innowatorem. Cóż, trudno nie brać pod uwagę zdania tak wybitnego twórcy kina jak Tarkowski. Autor Stalkera najprawdopodobniej ma rację, a siedem nagród, dla debiutu von Triera, na europejskich festiwalach (w tym Nagroda Najwyższej Komisji Technicznej na MFF w Cannes), to czysty przypadek i wyjątkowy przykład braku kompetencji u jurorów. Tak na prawdę jedynym zarzutem, jaki można postawić przed Elementem Zbrodni to nieco przejaskrawione fobie Larsa von Triera, które co jakiś czas „kłują” widza w oczy kompletnie absurdalnymi scenami (zjawisko widoczne także w innych obrazach Triera, choć nie brak im swoistego uroku). Poza tym ogląda się całym ciałem. Zatem mistrzowie się mylą.
…4…
zagłębie Ruhry i pasta Signal
Temat walki między nauką i kulturą w Europie oraz wnikliwe studium „rozkładu” kontynentu, Trier postanowił kontynuować w drugiej części Europejskiej Trylogii, w filmie Epidemia – autotematycznym dziele korespondującym z Osiem i Pół Felliniego. Tu Europa jawi się dużo „normalniej” niż w Elemencie…, takie odnosimy wrażenie na początku. Być może dlatego, że autor z przyszłości wraca do końca lat osiemdziesiątych XX wieku. Autostrady, zadymione niebo zagłębia Ruhry i pasta Signal, wszystko zdaje się być bardzo znajome, bliskie, po prostu normalne. Dwóch młodych filmowców pracuje nad scenariuszem filmu, który z resztą nigdy nie powstał (a szkoda). „Epidemia” jest dokumentalnym zapisem ich pracy. Pytanie więc: Gdzie ta niszczejąca Europa? Już w pierwszej scenie ma miejsce dziwne zdarzenie (ta uwaga nie dotyczy użytkowników komputerów podłączonych do drukarek), którego efektem jest niepowodzenie, swoista porażka bohaterów, infekcja. Ścieżce dokumentalnej filmu towarzyszą niezbyt ściśle połączone sceny fabularne (scenariusz dopiero powstaje) dotyczące przyszłości. Opowiadają o kraju zaatakowanym przez potworną zarazę. Niby nic szczególnego, każdy mógłby wymyślić taką historię…
…5…
tory zupełnie się pokryły
Poważny niepokój u widza budzi jednak fakt, że owe ścieżki filmu (dokumentalna i fabularna) zaczynają mieć ze sobą coś wspólnego. Początkowo tylko delikatnie się zbliżają, tak jak czasami tory kolejowe. Nasze wstępne i jeszcze niczym nieuzasadnione obawy nabierają wyrazistszych barw dopiero, gdy tory się od czasu do czasu krzyżują. Coraz częściej rzuca się w oczy obecny cały czas na ekranie tytuł filmu. To kolejny, genialny wręcz zabieg techniczny autora. Oprócz tego, że wizualnie prezentuje się doskonale (intensywny, czerwony napis na czarno-białym obrazie), ma też koronny wpływ na akcję filmu. Coraz szybciej widz odpowiada sobie na zadane wyżej pytanie. Coraz mniej jest bliskości i normalności w tej Europie, jakby miniaturowymi kanalikami wkradała się do niej jakaś choroba. Coraz więcej jest w Epidemii nawiązań do zatopionej Europy znanej z Elementu Zbrodni. Sceny fabularne coraz mocniej przenikają do dokumentalnej rzeczywistości, akcentując pamięć o historycznych plagach opisywanych w literaturze. I choć finałowa scena (majstersztyk) sugeruje zwyczajne, nawet lekko humorystyczne zakończenie, to jednak jesteśmy świadkami wręcz dantejskiego obrazu (na nieco mniejszą skalę). Tory zupełnie się pokryły…
…6…
zły to ptak
Jesteś w pociągu. Przybyłeś nim właśnie do Niemiec, w Europie. Jest rok 1945… Tak najkrócej można streścić sytuację bohatera ostatniej części trylogii. Tytuł filmu jest chyba oczywisty Europa. Obraz ten różni się nieco od poprzednich dwóch. Jest wśród nich najbardziej dojrzałym filmowo dziełem (może dlatego, że jest rozdziałem kończącym). Ponownie autor czerpie z dorobku wielkich kina, szczególnie widoczne są wpływy Bergmana i Dreyera.
Nowotwór zżerający kontynent rozwinął się, dorósł, a wraz z nim Lars von Trier. Reżyser mniej tu eksperymentuje, skupiając się na poprawności warsztatowej obrazu (bardzo ładne kadry). Docieramy do Niemiec roku ’45. Kraj zanurzony jest w mrokach powojennej nocy. Wśród ruin przetaczają się masy przesiedleńców. Ludzkie życie uległo całkowitej dewaluacji. Nie można tu liczyć na pomoc bliźniego bo wszędzie panoszy się groza i śmierć. Człowiek jest tak słaby, że nawet nie myśli o próbie zjednoczenia się przeciwko tym strasznym realiom. Wszędzie mnóstwo patroli MP, głód, nienawiść i akcje Werwolfu. Absolutnie beznadziejna walka tych, którzy „wolą zginąć, niż uznać się za pokonanych”. Europa to „trierowski” Armagedon, źródło i jednocześnie apogeum zagłady jakiej uległ kraj wielkiej myśli. Nie bez powodu Trier odwrócił chronologię swojej trylogii. Każe nam wrócić tam, gdzie rozpoczynaliśmy ratowanie Europy po strasznej wojnie. Ale dlaczego to uczynił? Na pierwszy rzut oka to prorocza wizja kręgu, jaki mają zatoczyć dzieje Europy, wówczas koniec jest oczywisty… Może jednak jest to rodzaj ostrzeżenia, że jednak idziemy złą drogą i należałoby zawrócić by od początku przeanalizować nasze kroki. Tak czy inaczej trylogię Larsa von Triera należy traktować jako dzieło bardzo uniwersalne. Nawet osobiste dygresje autora dotyczą nas wszystkich. Nie jest to jednak wyrok na Europę, raczej hipotetyczna wizja niezwykle mądrego, wręcz genialnego człowieka, który odważył się skompromitować cały dorobek europejskiej kultury. Postanowił wyciągnąć na światło dzienne jego największe ułomności. Jako Europejczyk z krwi i kości kala własne gniazdo, abyśmy zobaczyli, że gnije od środka…
„Teraz doliczę do dziesięciu. Gdy powiem 10 będziesz w Europie …7…8…9…10„.
udo