Nie ulega wątpliwości, że obecnie prym w sprawach związanych z naruszeniami dóbr osobistych wiodą media. Jest to zapewne związane z jednej strony z rozwojem techniki przekazu, z drugiej zaś – z faktem, że o ile osoba poszkodowana może pogodzić się z faktem , że jej cześć została naruszona np. w obrębie zakładu pracy, o tyle spokojne przyjęcie opublikowanego w poczytnym piśmie zawierającego pomówienie artykułu lub wyemitowanego zniesławiającego programu wydaje się być – dla człowieka o przeciętnej nawet wrażliwości – niemożliwym. Stąd rozgłos związany z naruszaniem dóbr osobistych przez media.
Swojego czasu wielkie kontrowersje wzbudziła słynna sprawa powództwa Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, wytoczona redakcji czasopisma „Życie”. Prezydent zarzucał redakcji opublikowanie artykułu zawierającego treści niezgodne z prawdą i przez to naruszające dobra osobiste. Mamy tu do czynienia z klasycznym przypadkiem zarzutu pomówienia o właściwości, czy też zachowanie, które poddaje w wątpliwość moralny aspekt zajmowania przez określoną osobę określonego stanowiska. Sprawa ta stała się dla A. Goszczyńskiego i B. Kordasiewicza pretekstem do rozważań nad wysokością żądań wysuwanych przez osoby uważające, że ich dobra zostały naruszone, oraz sposobnością dla wyrażenia troski czy występowanie z tego rodzaju pozwami przez osoby pełniące funkcje publiczne nie stanie się aby zaporą tamującą swobodę działań prasy. Trudno jednakże znaleźć powód dla którego pełnienie funkcji publicznych uzasadniałoby konieczność znoszenia zniewag i odbierało – nawet głowie państwa – możliwość dochodzenia swoich roszczeń. Wprawdzie warunkiem pełnienia wielu funkcji publicznych jest posiadanie nieskazitelnego charakteru, trudno jednakże tę cechę utożsamiać z niewrażliwością wobec zarzutów.
Powodem do wytoczenia procesu o ochronę dóbr osobistych może się stać także publikacja „przypadkowej” fotografii w tygodniku. Dwaj młodzi mężczyźni, których zdjęcia opublikowano w tygodniku „Poznaniak” jako ilustrację do reportażu o środowisku homoseksualistów zażądali od redakcji i wydawcy pisma zapłaty na rzecz każdego z nich 20 tys. zł wraz z odsetkami od dnia wniesienia powództwa. Powodowie twierdzili, że zdjęcia opublikowano bez ich zgody i mimo że tygodnik dwukrotnie przepraszał ich za niefortunny dobór zdjęcia, skierowali jednak oni sprawę do sądu o odszkodowanie za doznane krzywdy moralne.
Sąd starał się ustalić, czy rzeczywiście publikacja odbiła w środowisku powodów tak szerokim echem, jak twierdzą, i wywołała tak przykre dla nich i ich rodzin skutki. Naruszenie dobra osobistego polega tu na rozpowszechnieniu wizerunku bez zgody osoby uprawnionej. Można zaryzykować stwierdzenie, że linia obrony opierałaby się na zakwestionowaniu obraźliwego charakteru zaliczenia kogoś do środowiska homoseksualistów, wobec jednak panujących uprzedzeń trudno nie zrozumieć reakcji powodów. Również fotografia była przedmiotem procesu, jaki Krzysztof Komornicki, prezes Polskiej Agencji Prasowej, wytoczył spółce Urma, wydawcy tygodnia „Nie”. Domaga się on publicznego przeproszenia i zapłaty 200 tys. zł. zadośćuczynienia za krzywdę wyrządzoną opublikowaniem fotografii przedstawiającej go zupełnie nago.
Oprócz naruszenia wizerunku można tu też mówić o naruszeniu czci. Fotografia może stać się pretekstem do wytoczenia sprawy o naruszenie dóbr osobistych nawet wtedy, gdy sama w sobie nie jest ani obraźliwa ani krępująca dla osoby na niej przedstawionej. Tak też było w wypadku pozwu Józefa Oleksego, który to pozew został skierowany przeciwko stacji telewizyjnej TVN. Polityk żądał od stacji publicznego przeproszenia za wyemitowanie w „Faktach” z 8 października 1998 r. fragmentu programu wyborczego Komitetu „Ojczyzna”, w którym pokazano zdjęcie Oleksego (wśród kilku innych polityków) w kontekście mocno nieprzychylnego komentarza. W programie tym zestawiono fotografie kilku polityków, w tym Oleksego, z komentarzem jednoznacznie pejoratywnym. Pomawiano w nim Oleksego – pisze w pozwie jego pełnomocnik – o zdradę, sprzedajność, nieuczciwość i działanie niezgodne z prawem.
Problem ochrony nazwiska poruszony został przy okazji zawarcia ugody przez Magdalenę Jasińską, spadkobierczynię ostatniego męskiego potomka rodziny Fukierów ze wspólnikami spółki cywilnej „Słodki Fukier”, w tym Piotrem Gesslerem, znanym warszawskim restauratorem, od których w procesie o ochronę dóbr osobistych domagała się zaniechania używania w ich działalności gospodarczej nazwiska Fukier. „Piotr Gessler będzie mógł nadal prowadzić restaurację i winiarnię w historycznej kamienicy Fukierów na warszawskiej Starówce pod firmą Restauracja u Fukiera sp. cywilna. Będzie też mógł pod tą firmą organizować poza siedzibą restauracji jakieś szczególne imprezy restauratorskie. Poza tym spadkobierczyni zobowiązała się nie udzielać nikomu innemu zgody na posługiwanie się w działalności gospodarczej nazwiskiem Fukierów.”
„Sąd Wojewódzki w Warszawie zakazał Stowarzyszeniu Civitas Christiana rozpowszechniania ulotki „Krytycznie o Hare Kryszna”, czego domagało się w pozwie o ochronę dóbr osobistych Międzynarodowe Towarzystwo Świadomości Kryszny. Pozwany ma też opublikować przeproszenie oraz oświadczenie, że niektóre dane z ulotki nie odpowiadały
prawdzie.” Ten spór z kolei wynikł na tle konfliktu między prawem do krytyki (ze strony Stowarzyszenia Civitas Christiana) a protestu, przeciwko pomówieniu o działalność przestępczą, czy szkodliwą społecznie ( ze strony Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny). Sąd uznał za uzasadnione powództwo Towarzystwa i nie podzielił stanowiska pełnomocnika Civitas Christiana. Na temat dozwolonej krytyki traktuje m.in. artykuł Jolanty Zarembiny, zamieszczony w tygodniku „Rzeczpospolita” : ” Ludzie nadużywają wolności słowa i błędnie rozumieją demokrację – ocenia Ewa Frąckiewicz, rzecznik prasowy Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, zapytana, skąd tak duża liczba spraw o dobra osobiste. – Uważają, że jak mówią prawdę, to mogą ją wykrzyczeć publicznie, nawet w obelżywej formie. A nie zawsze wolno mówić prawdę głośno. Ważne, jak się ją podaje, z jakimi intencjami.” W kwestii uzasadnionej krytyki wypowiada się również orzecznictwo, podając, że krytyka jest działaniem pożądanym i społecznie pożytecznym, pod warunkiem jednakże, że jej celem nie jest dokuczanie innej osobie a samo działanie nosi cechy rzetelności i rzeczowości.
Swojego czasu głośna była sprawa plakatu reklamującego film Milosza Formana „Skandalista Larry Flynt”. Mirosław Lewandowski wniósł pozew do Sądu Wojewódzkiego w Krakowie, twierdząc, że plakat ten obraża uczucia religijne katolików. „Kontrowersyjny plakat przedstawiał na tle kobiecych bioder nagiego mężczyznę z rozkrzyżowanymi rękami. Obrazę uczuć religijnych miała wywołać jego wymowa: skojarzenie z postacią ukrzyżowanego Chrystusa.
W związku z tą sprawą prowadzone były dwa postępowania: karne w prokuraturze, która umorzyła śledztwo, uznając że plakat nie mógł obrazić niczyich uczuć, oraz cywilne o ochronę dóbr osobistych. Sąd uznał, że pozwana firma Filmotechnika, plakatująca Kraków, nie naruszyła prawa w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.” Warto przypomnieć, że jakiś czas wcześniej z podobnych powodów (obrażenie uczuć religijnych) zażądano zaprzestania wyświetlania filmu „Ksiądz” Agnieszki Holland. O ile jednak można zrozumieć, że wiszący w miejscu publicznym i szeroko kolportowany plakat może być przykry dla bardziej wrażliwych odbiorców, to przesadą wydaje się żądanie usunięcia filmu z ekranów. Najprostszym bowiem sposobem chronienia w takim wypadku swojego dobra osobistego będzie po prostu ignorowanie danej produkcji, nie ma bowiem żadnego powodu, aby osoba która obawia się, że dany film naruszy jej uczucia religijne właśnie na ten film wybierała się do kina.
Można nawet zaryzykować twierdzenie, że ten kto znając treść danego dzieła (a musi ją znać, skoro uważa za kontrowersyjną i domaga się usunięcia) wybiera się specjalnie, aby obejrzeć je w kinie – sam narusza swoje dobro osobiste na szwank, a taka okoliczność może wszak stać się przesłanką do odmówienia mu ochrony prawnej.
Coraz częstsze ostatnio stają się procesy o plagiaty prac magisterskich. Niechęć do sprawdzenia własnych sił w tej materii wydaje się być większa od odstraszającego przykładu choćby Andrzeja Anusza, któremu Sąd Wojewódzki w Warszawie nakazał „opublikowanie w kilku gazetach przeproszenia Marka Rymszy, obecnie pracownika naukowego Uniwersytetu Warszawskiego, za zamieszczenie w książce „Niezależne Zrzeszenie Studentów 1980-1989 r.” obszernych fragmentów z pracy magisterskiej Rymszy bez jego zgody i bez stosownego zaznaczenia owych cytatów.” Praca posła AWS nosiła wszelkie cechy plagiatu, w sposób nie budzący wątpliwości przekroczono w niej określone przez prawo autorskie zasady cytowania w swoich dziełach cudzych wypowiedzi, szczególnie wobec faktu, że „Praca magisterska z natury rzeczy powinna być osobistym wkładem studenta”.
Odnośnie zadośćuczynienia poprzez przeproszenie osoby poszkodowanej – interesującą innowacją wydaje się być pomysł umieszczania takich przeprosin w Internecie – jakiekolwiek zastrzeżenia wobec tej metody wysuwaliby konserwatyści – niewątpliwie gwarantuje ona, że przeprosiny dotrą do szerokiego grona odbiorców, a wszak o to chodzi poszkodowanemu. Publikacje w Internecie stały się już niejednokrotnie przyczyną kontrowersji – rzecznik praw obywatelskich zaprotestował przeciwko publikacji w sieci listów gończych, twierdząc, że narusza to dobra osobiste osób poszukiwanych. Tadeusz Kaczmarek, rzecznik Komendy Wojewódzkiej w Radomiu nie wydaje się podzielać tego poglądu.
Orzecznictwo i ustawy – niebezpodstawnie – stawiają surowe wymagania autorom artykułów i programów telewizyjnych. Według orzecznictwa dziennikarz nie jest wprawdzie odpowiedzialny, za wypowiedzi, jakie padają w jego programie nadawanym „na żywo” natomiast, jeżeli audycja jest najpierw nagrywana a dopiero potem nadawana, to za jej treść jak najbardziej odpowiadają redaktorzy. Kolejne orzeczenie przypomina, że na opublikowanie informacji, chociażby obiektywnie prawdziwych, niezbędne jest uzyskanie wprost zgody zainteresowanej osoby. W jej braku zachowanie dziennikarza nie spełniło wymogu szczególnej staranności zawodowej. Jak widać z powyższego – na osobach zatrudnionych w mediach ciąży szczególna odpowiedzialność i wymóg staranności przy jednoczesnym obowiązku rzetelnego wykonywania swojego zawodu.